Repetitions a technika biegu

Po udanym debiucie w maratonie (3:32:25) chciałem się trochę "odmulić" i pobiegać na wyższych prędkościach. Po dwóch tygodniach regeneracji zrobiłem na stadionie trening szybkościowy wg Greifa 5x (200m 42s potem 100m marsz i 300m trucht oraz 400m 88s potem 100m marsz i 500m trucht). Zadane prędkości (ok. 3:30min/km) osiągałem bez większych problemów ale dwa dni później zaplanowane długie wybieganie skończyło się przeczołganiem przez 15km w żółwim tempie - wszystko z powodu bólu i uczucia niemocy w łydkach.
Początkowo myślałem, że to normalne - organizm otrzymał nieznany dotąd bodzec i się trochę broni ale olśnienie przyszło kilka dni po treningu stadionowym. Wydawało mi się że już się zregenrowałem i planowałem zrobić 5x1km w tempie ok 4:15-4:20/km (trochę szybciej niż prędkość na 10km). Zrobiłem porządną rozgrzewkę, dwie przebieżki i rozpocząłem pierwszy tysiączek. Po 200m czuję że jest ciężko, kontrola prędkości ... o shit! biegnę tylko parę sekund szybciej niż w maratonie. Próbuję przyspieszyć ale nic z tego nie wychodzi, po prostu nogi nie chcą współpracować. Dodatkowo czuję, że podświadomie oszczędzam łydki i rzeczywiście - zegarek pokazał bardzo wysoką kadencję (na poziomie 97). Po 500m poddałem się, przeszedłem do truchtu i zacząłem kombinować co jest nie tak.
Złożyły mi się w całość trzy doświadczenia z szybszym bieganiem, które miałem w ciągu ostatnich 12 miesięcy:
1) zeszłoroczne przygotowania do Biegu Niepodległości, kiedy to trening robiłem wg Jacka Danielsa, który zakładał sporo krótkich odcinków na prędkościach powyżej VO2max (repetitions). Wtedy łydki mi zupełnie wysiadły.
2) zbyt szybko zrobione 1km interwały w BPS Greifa - w połowie BPS do maratonu miałem olbrzymi skok wydolności i "trochę" zobie popuściłem na treningu 5x1km. Zamiast po 4:20min/km, biegłem nawet poniżej 4min/km zachowując bardzo dobre zamopoczucie. Dwa dni później praktycznie nie byłem w stanie kontynuować planu ze względu na bół łydek.
3) totalne zmęczenie łydek po szybkich interwałach stadionowych kilka dni temu
Wszystkie powyższe treningi powodowały ogromne zmęczenie łydek praktycznie uniemożliwiające dalszy normalny trening przez ponad tydzień. Co je łączyło? Ano to że wchodziłem na tych treningach w prędkości beztlenowe czyli w nomenklaturze amerykańskiej szkoły treningowej REPETITIONS.
Uświadomiłem sobie również, że o ile 3,5h bieg w konwersacyjnym tempie nie jest dla mnie problemem to dokładanie przebieżek do nawet 10km biegu robi się mocnym boźcem więc jakoś tak wyszło, że nigdy tych przebieżek nie robiłem a jeśli już to na prędkościach okołomaratońskich czyli relatywnie wolno.

Wnioski mam następujące:
Biegając powoli (nie szybciej niż okolice tempa maratońskiego) ląduję zdecydowanie na pięcie. Na wyższych prędkościach (poniżej 4:30min/km) automatycznie przechodzę na lądowanie na śródstopiu. Tak duża zmiana techniki pociąga za sobą wykorzystywanie zupełnie innych mięśni niż tych wytrenowanych przez bieganie objętości, czyli mięśni które nie są przygotowane do intensywnej pracy.
Dlatego postaram się zmienić technikę w kiedunku biegania na śródstopiu również na niższych prędkościach. Wprowadzę trochę biegania boso oraz w butach tuningowanych (z podciętą podeszwą pod piętą).

Jestem już po pierwszych próbach i widać, że zmiana techniki jest okupiona drastyczną redukcją kilometrażu i prędkości ale teraz jest najlepszy moment na takie "zabawy". Łydki bolą ale daje się przeżyć. Ciekawe jest to, że biegnąc boso ustawia się również prawidłowa sylwetka od pasa w górę. Biodra idą do przodu, głowa nie opada, ręce pracują jak trzeba. Wymaga to trochę koncentracji ale jestem dobrej myśli, że da się wprowadzić to w nawyk. 

2 komentarze:

BoberPL pisze...

Też teraz walczę z techniką. Jednak, gdy dochodzi duże zmęczenie, jakakolwiek technika przestaje istnieć w moim wypadku. I tu mam problem.

Anonimowy pisze...

dobry adwokat rzeszow sprawy rodzinne

Prześlij komentarz

Copyright © Endurance training by Grabek - Blogger Theme by BloggerThemes